Jak działa astrologia?

Fragment drugiej wersji mojego podręcznika “Kosmiczne Źródła Jaźni”, szykowanego obecnie do wydania w białostockim Studiu Astropsychologii)

Astrologia współczesna to nie tylko sporządzanie horoskopów czy też mniej lub bardziej udatne wieszczenie z nich ludzkich losów albo wyniku najbliższych wyborów parlamentarnych. To także wielka praca badawcza, wielkie poszukiwanie spójnej i pięknej teorii, zdolnej poruszyć umysły sceptyków i przekonać niedowiarków. Fakt, że astrologia szuka swej własnej teorii, dowodzi jej dojrzałości, albowiem tylko wiedza dojrzała, mająca w swej służbie prawdziwe wielkie umysłowości, jakąkolwiek poważną teorią się interesuje.

Każda dziedzina ludzkiej penetracji Rzeczywistości, aby zyskała uznanie, musi mieć dwa fundamenty: precyzyjnie nazwany i opisany przedmiot rozważań oraz sobie tylko właściwą metodę dowodzenia swych racji. Astrologia ma je również, choć mogą one być dla współczesnej, wykształconej na naukowym światopoglądzie umysłowości nieco szokujące. Co prawda raison d’etre nowoczesnej astrologii nie jest już szokujący na tyle, by zostać natychmiast i bez analizy odrzucony, ale wciąż wymaga odrobiny życzliwości ze strony odbiorcy.

Dzieje się tak ze wszystkim, co nowe i dopiero przebijające się do powszechniejszej świadomości; wszelkie takie prawdy wymagają odrobiny życzliwości, zanim staną się tak banalne, że przyjmiemy je bez zastanowienia i nakażemy naszym dzieciom, by przyjęły takie twierdzenia jak coś oczywistego. Najlapidarniej ujął to fizyk Max Planck mówiąc, że “nowa prawda zwycięża nie dlatego, że jest lepsza, lecz dlatego, że wymierają zwolennicy starej prawdy”.

Odnawiając tedy astrologię, przywracając jej należne wśród wielkiej wiedzy miejsce mamy tę miłą świadomość, że pokolenie zdecydowanie “antyastrologiczne” zaprzeczające jakimkolwiek powiązaniom człowieka i Kosmosu już powoli odchodzi. Możemy zatem zadowolić się postulowaną na wstępie tego tekstu odrobiną życzliwości i w nią zbrojni zastanowić się nad teoretycznymi uzasadnieniami astrologii.
Próbę kompleksowego wytłumaczenia systemu podejmuje hipoteza synchroniczności, opublikowana w latach 60-tych XX w przez psychologa C. G. Junga i fizyka W. Pauliego. Synchroniczność miałaby być wg twórców tego pojęcia jedną z fundamentalnych zasad działania Wszechświata. Rzeczywistość synchroniczna to swoisty “przekładaniec”, którego poszczególne warstwy nic o sobie nie wiedzą, lecz każda podlega temu samemu wpływowi – czasu.

Synchronia
Synchronia

Czas w takim wielowarstwowym świecie jest jednaki dla wszystkich jego poziomów i – co najważniejsze – każdy moment czasu tego świata ma wszystkich poziomach takie samo znaczenie. W rzeczywistości synchronicznej obowiązuje, jako jej prawo naczelne, znana ze “Szmaragdowej Tablicy” zasada analogii: jak na górze, tak na dole. Na mocy tego prawa, badając znaczenie określonego momentu czasu dla któregokolwiek poziomu synchronicznego świata, otrzymujemy diagnozę pozostałych poziomów. Wg Junga i Pauliego synchroniczność jest jedną z dwu fundamentalnych zasad funkcjonowania Wszechświata (drugą jest aktualnie obowiązująca jako wyznanie wiary “oficjalnej” nauki przyczynowość).

Synchroniczność jest nadzieją nie tylko teoretyków astrologii. Próbuje się (z powodzeniem) z jej pomocą tłumaczyć wszelkie zjawiska związane z wróżeniem. Konkretne systemy dywinacyjne (wróżebne) to w myśl omawianej teorii różne modele przybliżające psychikę człowieka a użyte w takich systemach symbole (znaki Zodiaku, karty Tarota, liczby) są wyobrażeniami tworów, które Jung nazwał był archetypami i które wg jego teorii stanowią podstawowe “cegiełki” psychiki. Synchroniczności doświadczamy, ilekroć zachowujemy się archetypowo, czyli zgodnie ze wzorcem zmagazynowanym w tej części jaźni która u Junga nosi nazwę nieświadomości zbiorowej i miałaby być wrodzona wszystkim ludziom bez względu na ich proweniencję narodową, rasową, kulturową i językową.

W przypadku astrologii świat “równoległy” do naszego. ziemskiego, pełnego zabiegania i nie widzącego na co dzień powiązań Kosmosu i Człowieka – to oczywiście świat planet, znaków Zodiaku, domów i aspektów. W tym modelu nie jest wymagane istnienie jakichkolwiek fizycznych powiązań między planetami a człowiekiem. Planety to wskazówki “kosmicznego zegara”, odmierzającego czas danego nam na Ziemi życia a Zodiak i domy to tarcza tego zegara. Ludzkie rytmy życiowe, począwszy od rytmu dobowego a skończywszy na najdłuższym znanym dzisiejszej astrologii rytmie “dni platońskich” (26000 lat) byłyby kopią rytmów kosmicznych. Jak długo utrzymuje się zsychronizowanie Kosmosu i człowieka, tak długo horoskop ma moc obowiązującą.

Należałoby więc zapytać, czy możliwe jest wyrwanie się spod władzy planet poprzez rozerwanie wspomnianej synchroniczności? – Owszem, jest i jest to bardzo proste – wystarczy jakakolwiek dłużej trwająca izolacja człowieka od bodźców świata zewnętrznego, w psychologii i psychiatrii zwana deprywacją sensoryczną. Niestety, deprywacja nie prowadzi do raju wolnego od władzy planet, lecz wręcz przeciwnie – do piekła chorób umysłowych i psychicznych, przy których zależności astrologiczne są doprawdy wybawieniem. Wygląda na to, że stałe odnawianie i podtrzymywanie synchronii ze światem jest warunkiem naszego zdrowia. Dalszy z tego wniosek, że takie przypadłości jak choroby, wypadki losowe itp. zmory ludzkości to nie tyle “wyroki losu wpisane w horoskop”, ale właśnie sygnały, że z synchronii z horoskopem wypadliśmy; wtedy rzeczywiście tranzyty, progresje, dyrekcje, i inne metody astrologicznych prognoz mogą poinformować o chorobie albo innym nieszczęściu. W ten oto sposób hipoteza synchroniczna działania systemu astrologicznego staje się jednocześnie przyczynkiem do rozstrzygnięcia jednego z węzłowych problemów astrologii jako takiej – problemu wolnej woli. Synchronia powiada: mamy wolną wolę, możemy używać jej jak nam się żywnie podoba (także do szkodzenia samym sobie, co współcześni ludzie z upodobaniem czynią), ale ta wolna wola jest cząstką większej całości. I – podobnie jak w żywym organizmie – jeśli jakakolwiek część działa przeciwko całości, jest najpierw “przywoływana do porządku” a jeśli to nie pomoże – izolowana i likwidowana. Tą metodą astrologia podaje rękę rodzącej się na naszych oczach świadomości ekologicznej, w której stałe powiązanie Człowieka i Kosmosu jest prawem naczelnym.

Synchroniczność kładzie nacisk mniej na przyczyny powiązań horoskopu i losu a więcej na znaczenia tych powiązań dla człowieka. Tym samym jest ona “nienaukowa” (bo dogmatem nauki i naukowości jest związek przyczynowo-skutkowy) ale głęboko humanistyczna.

Teorii część druga, stworzona i głoszona przez autora tych rozważań, łączy elementy synchronii z elementami fizykalnymi, możliwymi do zbadania i wymierzenia. Jej podwaliny stworzyli w latach 50-tych naszego stulecia dwaj francuscy radiesteci: Leon Chaumery i Arnold de Belizal. Badali oni rozkład promieniowań radiestezyjnych wokół rozmaitych brył, m. in. kuli. Okazało się, że dookoła swobodnie zawieszonej w polu magnetycznym kuli pojawia się dokładnie dwanaście stref promieniowania, które nazwali kolorami radiestezyjnymi:

Kolory radiestezyjne (literami oznaczono nazwy kolorów promieniowania: V- zieleń ujemna, C- czarny, PCz - podczerwień, Cz - czerwony, P - pomarańczowy, Ż - żółty, Z - zielony, N - niebieski, I - indygo, F - fiolet, UF - ultrafiolet, B - biały)
Kolory radiestezyjne (literami oznaczono nazwy kolorów promieniowania: V- zieleń ujemna, C- czarny, PCz – podczerwień, Cz – czerwony, P – pomarańczowy, Ż – żółty, Z – zielony, N – niebieski, I – indygo, F – fiolet, UF – ultrafiolet, B – biały)

Strefa najsilniejszego promieniowania, w radiestezji zwanego zielenią ujemną, jest usytuowana zawsze wzdłuż linii sił pola w kierunku jego źródła. Nieodparcie nasuwa się tu analogia między doświadczeniem francuskich radiestetów, a postulowanym przez astrologię istnieniem Zodiaku, który jest niczym innym jak właśnie takim rozkładem promieniowań. Jeśliby jeszcze założyć, że oddziaływania radiestezyjne i astrologiczne są tej samej natury – mamy szkic teorii objaśniającej istnienie i działanie Zodiaku.

Galaktyka
Galaktyka

Z doświadczeń radiestezyjnych przeprowadzonych przez autora wynika, że efekt dwunastu stref promieniowania jest silniejszy, jeśli kulę w polu sił wprawimy w ruch obrotowy. Im większa jest prędkość obrotowa wirującej kuli tym bardziej spłaszcza się obszar promieniowania; jego natężenie spada nad biegunami a rośnie na równikowej płaszczyźnie kuli.

Pas
Pas

Oto poszukiwany model fizykalny! Bo nasze Słońce jest przecie niczym innym jak wielką, wirującą kulą, zawieszoną w polu sił promieniowań pochodzących z centrum Galaktyki. Logiczne jest zatem, że wokół Słońca i to w płaszczyźnie jego obrotu (niemal dokładnie na ekliptyce, bo kąt nachylenia osi obrotu Słońca do ekliptyki jest niewielki) powstanie dwanaście stref promieniowań radiestezyjnych, przez które Ziemia przechodzi w swej rocznej drodze. Jeśli jeszcze wiemy z obserwacji astronomicznych, że centrum Galaktyki znajduje obecnie się w kierunku wyznaczonym pograniczem gwiazdozbiorów Strzelca i Koziorożca; że opisane przez Chaumery’ego i de Belizala działanie zieleni ujemnej (spowolnienie procesów życiowych komórek, wrażenie zaburzenia biegu czasu, senność, stany depresyjne a nawet mumifikacja tkanek) jest dziwnie zbieżne z symboliką Saturna, władcy znaku Koziorożca – mamy rzeczywisty, fizyczny Zodiak i nasze w nim miejsce. W świetle tej hipotezy sensu nabiera też zodiak ruchomy, nie związany z gwiazdozbiorami a rozpoczynający się w miejscu, gdzie jest Słońce każdego 22 marca. Bo cały układ promieniowań przesuwa się wraz z powolnym ruchem osi ziemskiej (precesją) na tle niegdyś kojarzonych ze znakami Zodiaku gwiazdozbiorów.

Zaproponowana hipoteza tłumaczy też działanie jeszcze jednego elementu astrologii, mianowicie układu domów. Bo i Ziemia jest wirującą kulą zawieszoną w polu sił (tym razem pochodzących od Słońca) i dającą efekt rozszczepienia promieniowania słonecznego na dwanaście obszarów. Ponieważ zjawisko to występuje, jako się rzekło, w płaszczyźnie równikowej, przeto zrozumiałe staje się, dlaczego na równiku domy w systemach opartych na przesłankach fizykalnych (Regiomontanus, Placidus) mają po 30° a w miarę posuwania się ku biegunom ich działanie nie jest już tak jednoznaczne.

Działanie planet wyjaśnimy w tym modelu twierdzeniem radiestezyjnym: każde ciało ma swój charakterystyczny “wzorzec” promieniowania, możliwy do zidentyfikowania. Planety mają go również. Siła ani natura tego promieniowania nie jest dokładnie znana, gdyż nie zbudowano do tej pory przyrządów zdolnych mierzyć jego natężenie. Można więc założyć, że natężenie promieniowań planet jest wcale znaczne – na tyle znaczne, żeby wpływać na organizmy żywe i ich zachowania. Najpewniej w narodzin człowiek jest “pieczętowany” promieniowaniami opisywanymi horoskopem, a potem owe promieniowania zapobiegają wypadnięciu człowieka z synchronii z Kosmosem. Synchroniczność posłuży tu do nadania znaczeń czysto ludzkich promieniowaniom dochodzącym z najbliższego kosmicznego otoczenia naszej planety.

Jak to się dzieje? Jak nadawane są anonimowym promieniowaniom radiestezyjnym owe “treści czysto ludzkie”? Do koncepcji dwunastu znaków Zodiaku można dojść także drogą zupełnie spekulatywną, nie prowadząc badań fizycznych. Do tego posłużą nam podstawowe podziały powszechne w przyrodzie: podziały na dwa i na trzy oraz doświadczenia wizualne człowieka: wrażenie całości, pion, poziom, strona lewa i prawa oraz wynikające z tego kierunki przestrzeni i znaczenia tym kierunkom przypisywane. Jako całość mamy koło zataczane przez krążące po Zodiaku planety. Koło to możemy podzielić na dwie równe połowy linią pionową albo poziomą:

Po podziale pionowym możemy wyróżnić strony: lewą i prawą a po poziomym górę i dół. Strona lewa to potocznej świadomości bardziej tajemnica i intuicja – lewa na rysunkach horoskopu strona rzeczywiście odpowiada temu, co mniej w człowieku uchwytne, bardziej niepowtarzalne i jednostkowe. Strona prawa wyobraża racjonalizm oraz związane z nim funkcjonowanie społeczne. Dół to coś “niższego” a góra – “wyższego” od nas, ludzi. Toteż w astrologii od niepamiętnych czasów górna część horoskopowego koła to wszystko, co “wyższe” (np. życie dojrzałe) a dolna – to, co “niższe”, np. zachowania dziecięce. Gdy połączymy oba dokonane przed chwilą podziały, otrzymamy cztery ćwiartki koła (przypominam, że tyle jest postulowanych przez tradycję punktów kardynalnych Zodiaku, są to początki znaków Barana, Raka, Wagi i Koziorożca) a dodając jeszcze podział na trzy dostaniemy regularne trzy wycinki po 120°:
Gdy złączymy te podziały na jednym kole, otrzymamy dwa wycinki po 30°, czyli początki koncepcji znaku Zodiaku:

W naturalnym układzie Zodiaku odpowiadają one znakom Raka i Strzelca. Umieszczone są po prawej, racjonalnej stronie koła, tej, w której w ogóle można coś zrozumieć. Ta sama racjonalność domaga się, by czwórka i trójka przenikały się nawzajem, żeby w części wynikłej z podziału na trzy (120°) były cztery wycinki a każdej części wynikłej z podziału na cztery – trzy wycinki. Tą drogą ostatecznie dochodzimy do koła złożonego z dwunastu trzydziestostopniowych wycinków – a to Zodiak właśnie!


I jeśli taki twór będzie przedstawiany kolejnym pokoleniom uczących się, jeśli jego symbolika stanie się w życiu codziennym niemal mimowolna (a tak z Zodiakiem jest – można nie wierzyć w astrologię, ale uczymy się o dwunastu apostołach; patrzymy na tarczę zegara i widzimy tam dwanaście godzin) – będzie on z biegiem czasu stanowił część nieświadomości zbiorowej, przekazywanej być może genetycznie. A przecie na genotyp wpływ mogą mieć także fizycznej natury promieniowania radiestezyjne! W omawianej koncepcji stają one swoistą “falą nośną” dla czysto już kulturowych treści jakie kolejne pokolenia na Zodiak nakładają. Trzy są zatem drogi do Zodiaku: jedna naukowa bądź paranaukowa, uznająca jakieś fizyczne oddziaływania między człowiekiem a energiami planetarnymi, druga stricte kulturowa, spekulatywna i trzecia, związana z hipotezą synchronii, starająca się objąć całość zjawisk związanych z systemami dywinacyjnymi. Wszystkie trzy są równie ważne. Wszystkie wnoszą tłumaczenia częściowe, składające się jednak na dość spójne wytłumaczenie całościowe. W chwili obecnej nie ma teorii jednorodnej, ale jest to tendencja ogólniejsza, bowiem i we współczesnej nauce coraz częściej potrzebna jest wiedza interdyscyplinarna. Tym większa to chwała dla astrologii, jeśli umie ona przejąć i spożytkować na swoje potrzeby teoretyczne tak nowoczesne metody badawcze.

Włodzimierz H. Zylbertal

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.