
Podczas gdy S&P500 wciąż osiąga nowe szczyty, giełda warszawska z napięciem oczekuje korekty. Najbardziej zauważa się to na kontraktach nerwowo reagujących katarem na każde kichnięcie S&P500 lub DAXa. Trochę mnie to irytuje, bo powodów do korekty do tej pory nie było. Sam oczekując nawet wzrostów (niewielkich ale jednak) zaangażowałem się po długiej stronie nie zachowując przy tym ostrożności i – co gorsza – bagatelizując dokonywanie transakcji podczas próżnego kursu Księżyca. Mój odwieczny i niemal kompulsywny sceptycyzm co do skuteczności reguł astrologii znowu naraził mnie na stratę sporej części wypracowanego w styczniu zysku. Mam kolejną i tę samą nauczkę od PKK.
Teraz muszę pogodzić się ze stratami bo wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na nadciągającą korektę i czas zająć krótkie pozycje. GPW odetchnie: wreszcie! Jak bardzo irracjonalny jest jednak nasz rynek! Łatwiej wydaje mi się prognozować zmiany indeksów azjatyckich i amerykańskich niż WIG20. Może dlatego, że nasi inwestorzy bardziej przejmują się wynikami spółek po drugiej stronie Atlantyku niż tych nad Wisłą. Jak astrologia może tłumaczyć takie zachowanie naszego indeksu? Patrząc na horoskop giełdy z 1991 r. łatwo można dostrzec usadowionego od grudnia Saturna w kwadraturze do radiksowego Neptuna, do tego dochodzi później opozycja tranzytującego natalny Mars Plutona. Nic dziwnego, że obserwujemy ponadprzeciętny brak wigoru objawiający się długotrwałym trendem bocznym.