Czytam często komentarze analityka giełdowego, którego komentarze skądinąd sobie cenię. Swoje komentarze opiera on w dużej mierze na terii falowej Elliotta. Teoria ta moim zdaniem jest już zbyt przestarzała jak na warunki społeczno-technologiczno-gospodarcze istniejące na początku trzeciego tysiąclecia. Choć w przeszłości może i dobrze tłumaczyła zachowanie się indeksów giełdowych (też raczej a posteriori), to obecnie analitycy stosujący tę teorię do tłumaczenie ruchów indeksów przypominają mi trochę dawnych astronomów dorabiających kolejne epicykle w astronomii przedkopernikańskiej dla wytłumaczenia ruchów planet.
Ale do rzeczy. Analityk ten na podstawie ww. teorii Elliotta prognozuje dalszy, głębszy spadek indeksów WIG20 i SP500 we wrześniu i październiku.
Te miesiące statystycznie podobno sprzyjają krachom i obsunięciom na giełdach ale czy na podstawie statystyki można podjąć konkretną decyzję inwestycyjną w konkretnym czasie? Wątpię, by ktoś się odważył ryzykować (swój) majątek.
Jak wygląda sprawa z punktu widzenia astrologii w tych miesiącach w tym roku? Gdy przygotowywałem w styczniu prognozę na 2011 rok, nic zagrażającego w owianych złą sławą miesiącach nie zauważyłem, dlatego pozwoliłem sobie na optymizm do końca roku. Nie powinno dojść do pogłębienia minimów. Już niedługo czas zweryfikuje te prognozy.